
Magdalena Tokaj: Na początek szybka retrospektywa – co złożyło się na to, że jesteś dziś w tym, a nie innym miejscu?
Beata Tylman – Nowakowska: Myślę, że cofniemy się teraz do dzieciństwa… (uśmiech)
Wychowałam się w domu, w którym panowała atmosfera ciekawości świata, swobody i podejścia w duchu „Zrób to sam”. Moi rodzice mieli artystyczne dusze – byli otwarci, kreatywni. Zaszczepili we mnie nieszablonowe myślenie, niezależność i dużą samodzielność w podejmowaniu decyzji. Z czasem zrozumiałam, że ta swoboda w robieniu czegoś po swojemu oznacza nie tylko wolność, ale i konieczność przyjmowania na siebie odpowiedzialności – również za błędy. A tych, oczywiście, po drodze też nie brakowało.
Z domu wyniosłam trzy rzeczy, które dziś fenomenalnie mi pomagają: odwagę, relacyjność i otwartość. Odwagę, żeby jasno i precyzyjnie wyznaczać cele, by mieć własne zdanie i nie zmieniać go w zależności od sytuacji. Działam w zgodzie ze swoim katalogiem wartości – to daje mi wewnętrzną spójność, niezależnie od roli czy wyzwania.
Relacje były w naszym domu czymś bardzo naturalnym – mój tata był po prostu otwarty na ludzi i ich lubił. Miał w sobie ciekawość drugiego człowieka, potrafił z każdym nawiązać kontakt. Nie narzucał się, ale umiał stworzyć wokół siebie przestrzeń do rozmowy i współpracy. Obserwując go, nauczyłam się, jak ważne są subtelność, wyczucie i autentyczność w budowaniu relacji.
Pamiętam jedno z pierwszych spotkań integracyjnych na studiach podyplomowych – zostaliśmy poproszeni, żeby wskazać osobę, która dodała nam skrzydeł. Wiele osób mówiło o szefach, mentorach z pracy. Ja od razu pomyślałam o tacie. To on zawsze pokazywał mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Że warto próbować, nawet jeśli coś wydaje się ryzykowne albo poza zasięgiem. W podobnym duchu staram się dziś wychowywać mojego syna – chcę, żeby miał odwagę, żeby ufał sobie i żeby nie bał się próbować, nawet jeśli coś może się nie udać za pierwszym razem.
Wiele osób mówiło o szefach, mentorach z pracy. Ja od razu pomyślałam o tacie. To on zawsze pokazywał mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. W podobnym duchu staram się dziś wychowywać mojego syna.
Jeśli chodzi o przełomowe momenty – jednym z nich było odkrycie w sobie gotowości do stworzenia czegoś innego, w pewien sposób wyjątkowego. Czegoś, co nie było kolejnym krokiem w karierze finansowej, ale nowym kierunkiem. Gdy po 20-latach zamknął się pewien etap mojej drogi zawodowej w świecie finansów, zaczęłam się zastanawiać nad czymś, co od dawna dojrzewało we mnie i w moim mężu.
Oboje kochamy astronomię. Od lat gromadziliśmy sprzęt, książki, pomysły – ale brakowało czasu. I wtedy przyszła pandemia – przełomowy okres, który zatrzymał świat, ale nam dał przestrzeń do działania. Pomysł na projekt edukacyjny zrodził się bardzo naturalnie. Dojrzewaliśmy do niego wspólnie. To nie był przypadek – to był kolejny krok, który po prostu nadszedł w odpowiednim momencie.
MT: Czyli taki był początek Kosmicznej Akademii?
Beata Tylman – Nowakowska: Nasza droga zaczęła się od Astro for Kids – pomysłu na warsztaty astronomiczne dla dzieci i marzenia o stworzeniu programu edukacyjnego związanego z astronomią.
A potem pojawiły się pierwsze wydarzenia w ramach street walk astronomy, emocje towarzyszące pierwszej załogowej misji SpaceX, rozpoczęcie tematycznych studiów podyplomowych z zakresu przedsiębiorczości w sektorze kosmicznym, a także dołączenie do Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii…
Z pasji do astronomii i chęci dzielenia się nią z innymi poprzez popularyzację nauki narodziła się Kosmiczna Akademia – projekt, który dziś rozwijamy wspólnie z moim mężem.
Z pasji do astronomii i chęci dzielenia się nią z innymi poprzez popularyzację nauki narodziła się Kosmiczna Akademia – projekt, który dziś rozwijamy wspólnie z moim mężem. Kiedy zaczynaliśmy, nie znaliśmy nikogo w branży kosmicznej. Dziś czujemy się częścią tego środowiska – rozpoznawalni, aktywni i gotowi do dalszego działania.
Naszą misją jest łączenie edukacji, nauki i pasji – w sposób przystępny, nowoczesny i angażujący.
MT: Jak to się stało, że weszłaś w świat finansów?
Beata Tylman – Nowakowska: Dużo w tej kwestii zawdzięczam mojej mamie. Zawsze powtarzała mi, że warto mieć „konkretny” zawód. A ja… marzyłam o szkole filmowej, chciałam iść na reżyserię. Wiedziałam, że to przychodzi mi naturalnie – od pisania scenariuszy po kręcenie video.
Ostatecznie – siła perswazji mamy zrobiła swoje – i za jej radą trafiłam do liceum ekonomicznego. W trzeciej klasie – zupełnie nieoczekiwanie – obejrzałam film Wall Street z 1987 roku na kasecie VHS. Do tego chwilę później pani od finansów zaczęła nas wprowadzać w tajniki rynku finansowego. Ten film i ten wykład zarezonowały we mnie na tyle mocno, że postanowiłam napisać pracę dyplomową na obronę tytułu technika ekonomisty właśnie o Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie.
Łatwo nie było – parę razy odwiedzałam stary budynek Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, szukając różnych materiałów i pamiętam, jak z rodzicami nocą robiliśmy makiety do obrony – o notowaniach jednolitych i ciągłych. Ale dałam radę! Na obronę pracy poszłam – a jakże (śmiech) – w czerwonych szelkach, które dostałam od rodziców i które mam do dziś.
A teraz szybki przeskok do 2023 roku – kiedy pojawiła się propozycja pracy dla Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, nie zastanawiałam się nawet pięciu minut – choć nie ukrywam, że wtedy w głowie miałam zupełnie inny plan na siebie.
MT: Mama miała dobrą strategię na tamte czasy – zdobądź zawód, a potem możesz sobie robić co chcesz.
Beata Tylman – Nowakowska: Dziadek, tata mamy rzecz jasna, też miał na mnie pomysł (śmiech). Według niego miałam zostać architektką, więc liceum ekonomiczne bardzo mu nie pasowało. Uznał jednak, że nic straconego – i postanowił pomóc mi znaleźć pracę w swoim biurze architektonicznym.
Na szczęście dla mnie… nie mieli wtedy żadnego wakatu. Za to piętro wyżej było biuro maklerskie, więc poszedł tam i dyrektorowi kadrowemu zareklamował swoją wnusię – prymuskę. Spodziewali się więc grzecznej dziewczynki, a przyszła – młoda kobieta z pazurem (śmiech).
Pracę zaczęłam wręcz niezwłocznie od działu ewidencji papierów wartościowych, ale już po miesiącu pracowałam w sprzedaży – na sali dogrywek w budynku starej siedziby PSL przy ul. Grzybowskiej. Miałam tam fenomenalny zespół i świetnych klientów. Czyli: pierwsza praca to biuro maklerskie, praca z klientami, praca z relacjami – wszystko to, w czym czułam się dobrze i u siebie.
Tu zostałam zauważona – i kolega, z którym pracowałam, zarekomendował mnie do Raiffeisen Leasing. Potem był bank, towarzystwa funduszy inwestycyjnych, kolejne banki z rynku i firmy inwestycyjne. Różne instytucje, różne role – od pracy z klientami, przez produkty, aż po strategię. W trakcie tej drogi pojawiło się też zarządzanie zespołami.
MT: Jednym słowem dziadek niechcący również dołożył cegiełkę do kariery w finansach. Kto był następny?
Beata Tylman – Nowakowska: W 2006 roku kolega z pracy – zupełnie nieświadomie – dmuchnął mi w skrzydła. Dał mi szansę powrotu na ścieżkę zawodową związaną z inwestycjami, po epizodzie w obszarze kredytowo-leasingowym.
To był dla mnie ważny moment – poczułam, że znów jestem na właściwej drodze. A kiedy później przyszła propozycja objęcia stanowiska dyrektorki sprzedaży w jednym z towarzystw funduszy inwestycyjnych, miałam 28 lat. Tak, byłam trochę przerażona. Ale wygrała odwaga i myśl: „kiedy, jak nie teraz?”.
Gdy przyszła propozycja objęcia stanowiska dyrektorki sprzedaży w jednym z towarzystw funduszy inwestycyjnych, miałam 28 lat. Tak, byłam trochę przerażona. Ale wygrała odwaga i myśl: „kiedy, jak nie teraz?”.
Miałam też szczęście – bo zazwyczaj zapraszano mnie do różnych projektów. I nie ukrywam, że tymi zapraszającymi najczęściej byli mężczyźni, którzy dostrzegali moją skuteczność, kreatywność, odwagę i świeże podejście. Ale trzeba to powiedzieć wprost: wspierali mnie głównie mężczyźni, bo kobiet w tym środowisku w tamtym czasie po prostu nie było zbyt wiele.
MT: A gdyby były?
Beata Tylman – Nowakowska: To złożony temat. Z jednej strony kobiety naprawdę dużo robią, żeby się wspierać – w ramach stowarzyszeń, inicjatyw, organizacji. Ale czasem system, w którym działamy, nie daje nam wystarczająco przestrzeni, żeby realnie to wsparcie przekładało się na codzienność.
Miejsc „przy stole” wciąż nie ma za dużo – choć z roku na rok jest trochę lepiej – ale mimo wszystko to tworzy napięcia, które trudno zignorować. Nikt nie chce stracić miejsca, gdy już się „przy stole” znalazł. To nie jest kwestia złej woli, tylko efekt długo funkcjonującego systemu, który nie sprzyjał otwieraniu drzwi kolejnym kobietom.
Miałam szczęście spotkać osoby, które pokazały mi, jak dobrze zbudować zespół. Dały mi przestrzeń, wpływ, możliwość wyrażania swojego zdania. Pokazały, że warto słuchać ludzi uważnie, i że to przynosi efekty. Dzięki temu mogłam poprowadzić swój pierwszy zespół – i od razu poczułam, że to miejsce, w którym chcę być.
MT: Jaką jesteś liderką?
Beata Tylman – Nowakowska: Mój styl FRIS® to wizjonerka w myśleniu, humanistka w działaniu. Lubię patrzeć szeroko, łączyć kropki, szukać sensu i wpływu. Cenię relacje, przestrzeń do współpracy i poczucie, że to, co robię, ma znaczenie – nie tylko w liczbach, ale przede wszystkim dla ludzi.
Ta kreatywność, która zakorzeniła się we mnie jeszcze w młodości, wciąż mocno wpływa na to, skąd czerpię inspiracje i jakich ludzi mam wokół siebie. Nawet jeśli lider jest jeden – projekt tworzą ludzie. Bycie liderem to nie jest gra solo. Daję swoim zespołom przestrzeń, żeby mogły wybrzmieć różne głosy i pomysły. Staram się inspirować – także jako mentorka.
Budując zespoły, zawsze zależało mi na różnorodności: różnych branżach, doświadczeniach, pokoleniach. Nie zawsze było to łatwe – zwłaszcza pod względem płci, bo świat finansów był (i wciąż bywa) mocno zdominowany przez mężczyzn. Zwyczajnie miałam do wyboru więcej kolegów niż koleżanek.
Fakt jest taki, że kiedy ja byłam na etapie intensywnego rozwoju zawodowego, wiele kobiet z mojego otoczenia skupiało się wtedy raczej na zakładaniu rodziny. Z drugiej strony – pracując później z młodszymi dziewczynami w zespole, to właśnie od nich nauczyłam się work-life balance. I to była bardzo cenna lekcja.
MT: Czym się chcesz podzielić Ty – jako liderka, jako mentorka – z młodymi ludźmi, którzy chcą się rozwijać zawodowo?
Beata Tylman – Nowakowska: Nie bój się próbować. Gdy mam w zespole stażystki lub stażystów, mówię im od razu: „Nie przychodzisz do mnie tylko po to, żeby odhaczyć zadania. Chcę, żebyś wyszła lub wyszedł – z wiedzą, doświadczeniem i choćby z wstępną wizją tego, co dalej.”
Dbaj o relacje. Nie wszystkie drzwi otworzysz samodzielnie – ale osoba, która może je dla ciebie uchylić jest na wagę złota.
Kolejna rzecz… nie musisz być zawsze na 100%.
Przyznam szczerze, że sama przez jakiś czas byłam kobietą, która nie zaryzykuje, dopóki nie będzie miała 100% pewności. Nawet mimo tego, że z natury jestem odważna. Z czasem nauczyłam się, że nie zawsze trzeba być w danym momencie na 100%. Wystarczy być naprawdę zdeterminowaną, żeby osiągnąć cel. Twardej wiedzy można się douczyć – to dziś naprawdę nie jest problem.
I najważniejsze: nie zapominaj, kim jesteś – dla siebie i dla innych. Bądź autentyczna, bądź autentyczny – wtedy ludzie pójdą za tobą.
Miałam szefów, z którymi – bez chwili wahania – mogłabym znów pracować. Z drugiej strony, miałam też to ogromne szczęście, że nie raz zdarzyło mi się usłyszeć od pracowników: „Z tobą, Beata – zawsze.”
Gdy zrozumiesz, jak naprawdę funkcjonują zależności w biznesie, staje się jasne, że relacje są po to, żeby sobie wzajemnie pomagać. Kiedy projekt się skończy, firma się zmieni – to właśnie ludzie i relacje z nami zostają.
Gdy zrozumiesz, jak naprawdę funkcjonują zależności w biznesie, staje się jasne, że relacje są po to, żeby sobie wzajemnie pomagać. Ktoś ma pomysł, ktoś ma kapitał, ktoś kogoś zna. A kiedy projekt się skończy, firma się zmieni – to właśnie ludzie i relacje z nami zostają.
MT: Angażujesz się w różne projekty wspierające budowanie różnorodności. Na rynku obserwujemy ostatnio sporo zmian regulacyjnych związanych ze zrównoważonym rozwojem. Jak te tematy wyglądają obecnie w biznesie?
Beata Tylman – Nowakowska: Niestety, nadal nie wszyscy dostrzegają w zrównoważonym rozwoju realną wartość. Nie każdy rozumie, że prowadząc biznes w sposób odpowiedzialny, firma staje się bardziej atrakcyjna dla otoczenia – klientów, partnerów, inwestorów czy przyszłych pracowników.
W ESG najłatwiej jest z literą G, czyli ładem korporacyjnym – ten obszar od lat podlega regulacjom prawnym. Najtrudniejszy okazuje się komponent S, czyli kwestie społeczne. Z jednej strony są to tematy najbardziej „miękkie”, z drugiej – jedne z najbardziej złożonych we wdrażaniu.
To właśnie tutaj pojawiają się takie wyzwania jak równość płci w zarządach czy luka płacowa. Wciąż niewiele firm zadaje sobie pytanie: „Co to może nam dać? Jaką wartość wygeneruje? Jak może to wpłynąć na przyszłość naszego biznesu?”.
Większość nadal traktuje te tematy przede wszystkim jako zbiór regulacji, do których trzeba się dostosować – i jako kolejne koszty. A jeśli już dostrzega się korzyści, to głównie tam, gdzie można coś zoptymalizować, zaoszczędzić lub wykorzystać tu i teraz.
Tymczasem wdrożenie zmian społecznych – nawet jeśli wynikają z konkretnych regulacji – okazuje się procesem dużo bardziej złożonym. Przykładem może być dyrektywa Women on Boards, której celem jest zwiększenie udziału kobiet w organach spółek – formalnie przyjęta i szeroko omawiana, ale jej praktyczne wdrażanie trwa znacznie dłużej, niż zakładano.
Czasem nie wystarcza wprowadzenie zapisów w dokumentach – potrzebna jest zmiana postaw, przekonań i sposobu myślenia o różnorodności. To są złożone transformacje.
To pokazuje, że czasem nie wystarcza wprowadzenie zapisów w dokumentach – potrzebna jest zmiana postaw, przekonań i sposobu myślenia o różnorodności. A to wymaga czasu, konsekwencji i zaangażowania na wielu poziomach organizacji. To są złożone transformacje.
MT: Dyrektywa nie wystarczy?
Beata Tylman – Nowakowska: Moja osobista refleksja jest taka: dyrektywa utrzymuje temat na agendzie i zmusza do reakcji. To ważne.
Ale jest też druga strona tego medalu – w mojej ocenie krzywdząca dla wielu kobiet. W niektórych kręgach nie mówi się o tym, że dzięki niej do zarządów trafią kobiety o wysokich kompetencjach. Zamiast tego pojawia się narracja, która pomija kwalifikacje i sprowadza kobiety wyłącznie do roli „tych od wypełniania parytetów”.
Jestem kobietą i jestem z tego faktu dumna. Ale przede wszystkim mam kompetencje – i chcę, żeby to one decydowały o tym, jaką rolę obejmuję w organizacji. I chcę, żeby dzisiejszy świat dostrzegł, że prawdziwa wartość organizacji płynie z różnorodności – a badania tylko to potwierdzają.
MT: Inwestorzy faktycznie zwracają uwagę na obecność kobiet we władzach spółek?
Beata Tylman – Nowakowska: Coraz więcej inwestorów rzeczywiście zwraca uwagę na obecność kobiet w organach spółek – i traktuje to jako jeden z kluczowych wskaźników odpowiedzialnego, nowoczesnego zarządzania.
Dostrzegając wyzwania, przed jakimi stoi dziś rynek, Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie powołała w listopadzie 2024 roku program GPW FutureBridge – inicjatywę, która połączy kobiety-liderki ze spółkami notowanymi na warszawskim parkiecie, poszukującymi talentów na stanowiska zarządcze. GPW FutureBridge będzie realnym pomostem we wdrażaniu zmian oraz przestrzenią do dialogu o różnorodności i zrównoważonym rozwoju.
GPW FutureBridge będzie realnym pomostem we wdrażaniu zmian oraz przestrzenią do dialogu o różnorodności i zrównoważonym rozwoju.
Niebawem wiele spółek powstałych jeszcze w czasie transformacji ustrojowej wejdzie w proces sukcesji. To ogromna zmiana pokoleniowa – i szansa na nową jakość zarządzania. Dyrektywa Women on Boards jest dyskutowana od lat, ale praktyczna zmiana wciąż przed nami. Dlatego potrzebujemy dziś więcej ambasadorów „nowego podejścia” – zwłaszcza wśród mężczyzn. Zamiast bać się zmian, zróbmy z nich przestrzeń do rozwoju – dla siebie i dla kolejnych pokoleń.
MT: W którą stronę powinniśmy teraz iść?
Beata Tylman – Nowakowska: Kluczową rolę będą odgrywać kompetencje. Dyskutujemy dziś o nowej generacji rad nadzorczych – takich, które mają nie tylko sprawować kontrolę, ale też inspirować do zmiany i wyprzedzać jutro.
Pandemia i wojna w Ukrainie zmieniły wiele dotychczasowych schematów. Technologie przeobrażają sposób prowadzenia biznesu. Dziś nie wystarczy już tylko dobrze pilnować liczb i ładu korporacyjnego – trzeba myśleć nieszablonowo, działać elastycznie, łączyć różne kompetencje, różne światy.
Potrzebujemy ludzi z otwartymi głowami i odwagą do stawiania nowych pytań. Potrzebujemy różnorodności doświadczeń, pokoleń, perspektyw. Potrzebujemy kobiet i mężczyzn, którzy będą współtworzyć przyszłość firm – nie tylko zarządzać ich teraźniejszością.
Dla mnie to właśnie kompetencje, empatia i współpraca będą kluczem. To one zdecydują, czy jako organizacje przetrwamy, czy będziemy tylko istnieć – czy naprawdę będziemy mieć wpływ.
MT: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
Beata Tylman – Nowakowska
Dyrektorka Działu Partnerstw Strategicznych i Innowacji na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie.
Dyrektorka Działu Partnerstw Strategicznych i Innowacji na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Odpowiada za budowanie i rozwój kluczowych relacji z partnerami biznesowymi, realizację innowacyjnych projektów oraz wdrażanie strategii zwiększających konkurencyjność rynku kapitałowego. Jej głównym zadaniem jest identyfikacja i implementacja nowych możliwości biznesowych.
Posiada ponad 25-letnie doświadczenie zawodowe w sektorze finansowym, obejmujące zarządzanie strategicznymi inicjatywami, tworzenie rozwiązań dostosowanych do potrzeb interesariuszy oraz wprowadzanie usprawnień w bankowości, firmach inwestycyjnych i towarzystwach funduszy inwestycyjnych.
Absolwentka Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz Akademii Leona Koźmińskiego. Członkini Project Management Institute oraz ambasadorka organizacji Green Project Management, promującej zrównoważone podejście do zarządzania projektami na całym świecie. Zasiada w Radzie Programowej Sustainable Investment Forum Poland.
Jej misją jest tworzenie trwałej wartości poprzez współpracę z partnerami, strategiczne podejście do rozwoju biznesu oraz przekuwanie idei w konkretne rezultaty odpowiadające na potrzeby współczesnych organizacji i społeczeństwa.
Kornblit Talks
Kornblit Talks to autorski cykl rozmów z liderkami i liderami opinii. Prezentujemy w nim zagadnienia dotyczące przywództwa i zarządzania talentami – od etapu pozyskiwania najlepszych, przez ich rozwój w organizacji, po aktywizację zawodową niedoreprezentowanych grup.
Zobacz więcej w sekcji Kornblit Talks.
Jesteśmy firmą executive search specjalizującą się w rekrutacjach na kluczowe stanowiska managerskie i eksperckie. Od dwudziestu pięciu lat pomagamy firmom w realizacji złożonych i niestandardowych projektów rekrutacyjnych.
Uważnie obserwujemy rynek pracy, analizujemy trendy demograficzne i społeczne. Dzięki temu skutecznie rekrutujemy i rekomendujemy naszym klientom najlepiej dobranych kandydatów i kandydatki.